Ostatki połączone z Dniem Kobiet
„...przez to Koło Gospodyń w Rdzawce … oszalaaaaa łam…,”
myślę, że to hymn, a raczej wizytówka tych uroczych, dzielnych, pracowitych, z zapałem i pomysłami kobiet, a wręcz „zakręconych”, których nie powstydziłoby się żadne Stowarzyszenie na naszym globie. Jestem w zachwycie – a wszystko to odkryłam dzięki zaproszeniu nas przez Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Kulturalnego Wsi Rdzawka na „Zapusty” połączone w Dniem Kobiet w rdzawiańskiej remizie OSP. RUTW reprezentowały: panie: prezes, wiceprezes, kierownik biura i kobieca część Komisji Rewizyjnej.
Ludzie, – jaką oni tam mają salę spotkaniową? To Rabka leży i nie tylko na obie łopatki, ale i na kolanach. Już nie wiem, czy było mi żal, czy wstyd, że u nas prócz …, no właśnie prócz niczego, to miejsce do spotkania na taką ilość osób jest ewentualnie w parku. Całe spotkanie prowadziła pani Basia Rapacz, której mogę tylko pogratulować cudownej więzi z ludźmi, niesamowitej estymy do zebranych i profesjonalnego luzu konferansjerskiego. Wciągnęła wszystkich do zabawy, konkursów mających na celu radość i zacieśnienie więzi. Hitem było wystąpienie pary, która pod genialną składankę znanych przebojów - raz ONA, raz ON albo się kokietują, albo mają szalone pretensje do siebie. Brawo!!
Szefostwo OSP czyli Prezes Dariusz Paprocki, Komendant Grzegorz Latawiec, radny Rdzawki Jacek Latawiec jednocześnie szef Stowarzyszenia, Sołtys – Józef Filas, a nade wszystko szefowa Koła Gospodyń pani Danusia Zając dbali o gości wręcz pieszczotliwie. Oczywiście był nasz Burmistrz Leszek Świder, który czuł się tam, jak w fajnej rodzinie (bo nie każda fajna). Ach, zapomniałabym, że też księżach z ichniejszej parafii, którzy zaszczycili spotkanie swoją obecnością – co jest dzisiaj w tzw. „cenie”.
Poczęstunek, w wykonaniu wiadomym, był obfity i przesmaczny. Wszystko „jak u mamy”. Misterne kanapeczki, miniaturowe rogaliczki dociunciane chyba pęsetą i przez lupę – bo inaczej sobie tego nie wyobrażam - ciepła pizza, paszteciki z przeróżnym nadzieniem i upstrzone kminkiem, gorący barszcz, że nie wspomnę o wędlinach, których smak już mało kto zna, a kęsek boczku, na który się złakomiłam - było mi żal połknąć, bo to prawie orgazm smakowy - no i obowiązkowo wykwintne ciasta z masami. Występy góralskiej młodzieżowej grupy „Powicher”, śpiew, tańce i kapela, która nie przerywała muzykowania nasyciły nas góralską muzyką i tańcami na długo. Nie obeszło się bez tańców na
parkiecie, a prowodyrem był szef OSP.
Żeby nie puste ściany, to czułabym się jak w komnacie zamkowej. Ale, że wszystko jest względne, a nade wszystko się kończy – rozstaliśmy się z gospodarzami po królewsku. Żegnał nas pan Burmistrz czule i zacnie, uroczy Sołtys z butelką pigówki („aaa, bo się wom przydo”) i przesłodka pani Danusia, która wręczyła każdej po paczuszce smakołyków. Wyszłyśmy jak po królewskim weselu, a nawet jak reprezentacja świata i, choć aura była paskudna, wróciłyśmy do domu szczęśliwie. Długo czułam serdeczność i nieprzemożną gościnność gospodarzy, – bo to dzisiaj jak brylant na kostce bruku.
DZIĘKUJEMY i niech Was Pan Bóg broni, żeby to były ostatnie Ostatki.
Chcemy dożyć września – i imprezy Stulecia OSP - bo wtedy - to się będzie działo, a już jesteśmy zaproszone!
Małgorzata Kaznowska












